Nie można i nie wolno.
… i na tym mógłby się skończyć ten wpis 🙂
Nie dałabyś dzieciom na śniadanie, obiad i kolację tego samego dania, bo wiesz, że potrzebna jest RÓŻNORODNOŚĆ.
Nie dałabyś zupki z proszku, chipsów XXL, kilograma czekolady czekoladopodobnej – bo ważna jest JAKOŚĆ.
Nie założyłabyś poplamionej, podartej, powyciąganej koszulki sprzed 20 lat. To dlatego, że ważne jest PIĘKNO.
Nie stosujesz przemocy, komunikujesz się możliwie empatycznie i łagodnie, jesteś obok. Jest ciepło. Jest SPOKOJNIE.
Pokazujesz możliwości rozwijania pasji i kreatywności, utrzymujecie relacje z ludźmi podobnymi do Was. Uczysz WARTOŚCI.
W życiu – tak ogólnie – nie chcemy, aby dziecko otrzymało fizycznie czy emocjonalnie ochłapy. Dążymy do tego, żeby miało jak najlepiej, najpełniej, naj, naj, naj – zgodnie z naszymi przekonaniami.
Złości mnie, gdy na płaszczyźnie sztuki czy kultury dziecko traktowane jest jako drugo- czy trzeciorzędny odbiorca i w związku z tym można mu wcisnąć byle co. Jaskrawe kolory i nierealne obrazki sztucznej inteligencji (bo jakie śliczne), umcy-umcy (bo przecież się bawią), obojętnie jaki przyjezdny teatrzyk (bo grunt, że się coś dzieje).
Nie, właśnie odwrotnie.
Dziecko jest WYRAFINOWANYM, czystym słuchaczem czy widzem i to nasza w tym głowa, aby jego doświadczenia sztuki budować od najmłodszych lat i dbać o jakość tego, co się w tym zakresie przekazuje. Po co? Tutaj byłaby niekończąca się lista powodów, ale ja napiszę tylko: po mózg.
Odtwarzam muzykę różnorodną i wartościową. Czytam książki piękne, wprowadzające spokój. Wybieram teatr, który zatrzymuje, pobudza do myślenia i refleksji. Pokazuję dzieła sztuki, choćby w książce czy na planszy.
Czy wobec tego moje dzieci są takie “mundre”, nie znają piosenek disco polo, odmawiają frytek, w życiu nie dotknęły smartfona i nie znają wierszyka o misiu fiku-miku?
Nie, nie jest tak. Ale w dalszym ciągu uważam różnorodność, jakość czy piękno za wartości dotyczące i dziecka, i dorosłego.
Nie zgadzam się na podawanie dzieciom byle czego. Dorosłym zresztą też.